niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 18

*oczami Emily*
Byłam w chłodnym, ciemnym pomieszczeniu. Nie mogłam otworzyć oczu, jednak zdążyłam się zorientować, że leżę na podłodze. Strasznie bolała mnie głowa. Pomimo to próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło. Nie... To nie mogło się zdarzyć... Jak? Czemu? Nagle wszystko stanęło mi przed oczami. Spotkanie z ojcem, rozmowa i to jak mnie zaatakował. Gwałtownie podniosłam głowę i oparłam się o ścianę. Czułam jak moja głowa eksploduje. Bałam się, że zaraz znowu spotkam się z chłodną podłogą zapadając w sen. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Lekko otwarłam oczy i ujrzałam sylwetkę ojca. Przymknęłam powieki i złapałam się za głowe. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- Czemu mi to zrobiłeś? - zapytałam cicho próbując powstrzymać szloch. Chciałam wstać walnąć go młotkiem w łeb jakby to Nessa zrobiła i wykrzyczeć mu jak bardzo go nienawidzę.
- Emily, słonko. Ja ciebie uratowałem. Uwolniłem cię od tego całego Justina, od tego popierdolonego świata mody. Powinnaś być mi wdzięczna - odparł bardzo spokojnie. Za spokojnie. Może odnalazł gdzieś w sobie współczującego człowieka. Powoli analizowałam jego słowa. Przez ten ból głowy mój refleks był bardzo opóźniony. Co? Uratował mnie? Justin w tej chwili był jedną z tych osób które chciałam zobaczyć i przytulić. Pewnie Vanessa siedzi teraz w domu i klnie na cały świat wydzwaniając do mnie. A właśnie... gdzie jest mój telefon? Sięgnęłam do kieszeni. Był tam. Widać, że ojciec nie pomyślał o tym aby mi go zabrać.
- Siedź sobie spokojnie, a ja pójdę zrobić coś do jedzenia.
Spojrzałam na niego i przytaknęłam głową. W końcu mogłam w pełni otworzyć oczy i przyjrzeć się pomieszczeniu. Byłam w naszej piwnicy. Nie zdziwiło mnie to zbytnio. Korzystając z okazji, że ojca nie było wyciągnęłam i włączyłam komórkę. Zakryłam głośniki wiedząc, że jej nie wyciszyłam. Wpisałam pin i odebrałam powiadomienia. 5 nieodebranych połączeń od Nessy i 24 nieodebrane od Justin'a. Domyślając się co przeżywa wybrałam szybko jego numer i zadzwoniłam. Odebrał szybciej niż się spodziewałam.
- Boże, Emily. Kochanie, co się dzieje?! - jego głos był zaniepokojony,a może z jednej strony szczęśliwy.
- Spokojnie...Ojciec porwał mnie sprzed domu. Uśpił jakimś proszkiem. Nie wiem co się dalej działo ale teraz jestem u nas w piwnicy. Zamknięta. - odparłam szeptem. Bałam się, że zaraz wejdzie ojciec, zabierze mi telefon i zacznie bić czy coś takiego.
- Kuźwa! Vanessa z Fredo jadą po ciebie. Emily, powiedz tylko a wrócę do LA.
- Zostań tam. Fani na ciebie czekają. Poradzimy sobie - nagle usłyszałam kroki w stronę piwnicy - muszę kończyć. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Uważaj, proszę.
Rozłączyłam się. Po chwili ujrzałam  ojca niosącego talerz z kanapką i herbatę. Wymusiłam lekki uśmiech i zabrałam się za jedzenie. Była głodna. Bardzo. Najedzona, odstawiłam naczynia na bok. Poczułam jak wszystko  w brzuchu ma zaraz eksplodować. Czyżby mój kochany ojciec dodał coś do tej kanapki lub herbaty? Spojrzałam na niego jednak on też był lekko zdezorientowany. Czułam jak wszystko podchodzi mi do gardła. Nie minęło dużo czasu i zwymiotowałam w róg pomieszczenia. Było mi strasznie niedobrze. Nie wiedziałam co się dzieje. Co on mi dodał do tego jedzenia?

*oczami Vanessy*
Jechaliśmy jakimiś popierdolonymi objazdami. Nagle teraz zachciało im się remontować drogę która prowadzi do domu Emily. Po chwili dostałam sms'a od Justina
" Emily jest w piwnicy u niej w domu. Dzwoniła. Pospieszcie się"
Co? Gdzie oni mieli piwnice w domu? Nessa, przypomnij sobie. Mniejsza z tym. Powiedziałam o tym szybko Fredo. Nagle gwałtownie przyspieszył i po chwili byliśmy już pod domem Mily. Wysiedliśmy z auta patrolując teren. Domyślając się, że oboje muszą być w piwnicy otworzyliśmy po cichu drzwi. Prawie nie dostaliśmy zawału gdy ujrzeliśmy wnętrze mieszkania. Butelki, porozlewane piwo, wino czy jakie tam są jeszcze alkohole. Torebeczki z białymi prochami. Prościej mówiąc: istny chlew.
- Vanessa - usłyszałam nawołujący szept Freda. Podeszłam i zobaczyłam przywiązaną do słupa pod schodami Caroline. Szybko rozwiązaliśmy ją.
- Gdzie jest piwnica? - spytałam.
- Drzwi po lewej. Dziękuję wam bardzo. Trzyma mnie tu już od kilku dni. Mam nadzieję, że Emily nic nie jest.
- My też. Proszę zadzwonić na policję, a my pójdziemy na dół - odparł Fredo i udaliśmy się do piwnicy. Otwarliśmy cicho drzwiczki. Schodząc po wąskich schodach wyciągnęłam mój młotek z torebki. Tak na wszelki wypadek, gdyby typ się za bardzo rzucał. Usłyszeliśmy jak Mily wymiotuje, a po chwili jej ojca jak coś mówi. Boże, co on dał Emily?! Pierwszy wszedł Fredo. Szybko poradził sobie z jej tatą. Ja szybko podbiegłam do krat gdzie po drugiej stronie była moja przyjaciółka. Drzwi były zamknięte na klucz. Mily, która co chwile wymiotowała wskazała mały haczyk na którym znajdowały się klucze. Wzięłam je i otwarłam kraty. Szybko podniosłam Emily i wyszłyśmy z piwnicy. Na górze już czekałam policja. Dzięki Bogu, posterunek był blisko i nie trzeba było czekać. Kilku z nich zeszło po jej ojca i zabrało na komisariat. Oczywiście nie obeszło się bez pytań na temat narkotyków i stanu zdrowia Caroline i Emily. Widząc stan mojej przyjaciółki postanowili zadzwonić po karetkę. Ciekawiło mnie co jej dał, że jest ona teraz w takim stanie. Ale po tym psychicznie chorym dziadzie można było się wszystkiego spodziewać. Po kilku minutach przyjechała karetka i zabrała Emily i Caroline.

___________________________________________________
Widać, że abyście komentowali trzeba was szantażować hahaha :D Taki chyba troszkę dłuższy rozdział. Przypominam, że możecie mnie pytać o opowiadanie na moim asku. Pojawiło się też z boku pytanie ;) Mam nadzieję, że podoba się :) Liczę na szczere opinie xx